Wśród internautów istnieje powiedzenie, że co trafi do Sieci, już nigdy nie zniknie. W dużej mierze jest to prawa. Historia internetu zna wiele prób usunięcia materiałów, które zbyt pochopnie zostały tam wrzucone. Internauci dbają o to, by zdjęcia, komentarze czy filmy przetrwały. Metod jest wiele, od zrzutów ekranu, aż po zamieszczenie materiałów w innych serwisach. W ten sposób treści zaczynają żyć własnym życiem. Ich usunięcie staje się niemożliwe, bo nie sposób wyśledzić każdego serwisu, bloga czy strony, która ten materiał umieściła na swoich serwerach. A nawet jeżeli tego dokonamy, to biorąc pod uwagę, że serwery znajdują się w różnych krajach, szansa na permanentne usunięcie danych jest bardzo mała.
Dane na tacy
Jest to niebezpieczne z kilku powodów. Po pierwsze, pewne treści – dzisiaj uznane przez nas za zabawne – za kilka lat mogą być kompromitujące, utrudniając nam znalezienie pracy (co przedstawię w dalszej części tego tekstu). Po drugie, dane zamieszczane na różnego rodzaju forach dyskusyjnych, sieciach społecznościowych czy portalach mogą zostać wykorzystane przez cyberstalkerów, a więc osoby nękające lub podszywające się pod cudzą tożsamość przy użyciu nowoczesnych technologii. Zjawisko to jest czynem zabronionym i karanym według polskiego kodeksu karnego. Bardzo często ofiarami cyberstalkingu są dzieci, ale zdarza się także, że problem ten dotyka celebrytów i korporacji. Według statystyk ze strony cyberstalking.pl 1 na 6 kobiet i 1 na 19 mężczyzn doświadczyli w swoim życiu stalkingu lub cyberstalkingu. Dlatego tak istotne jest usuwanie i nieumieszczanie newralgicznych informacji w internecie.
Jakie dane są uważane za newralgiczne? Każdy rodzaj informacji może okazać się cenny w określonych sytuacjach. Istnieje jednak grupa danych, których nigdy nie powinniśmy udostępniać publicznie (np. dzielić się nimi na portalach społecznościowych). Chodzi przede wszystkim o adres zamieszkania, numer telefonu, adresy e-mail, loginy czy informacje związane z dokumentami tożsamości, np. dowodem osobistym czy paszportem.
Drugim istotnym czynnikiem przeciwko umieszczaniu wszystkiego w internecie jest… nasza przyszła praca. Osoby szukające pracy bardzo często sprawdzają opinie o pracodawcy w internecie. Nikogo nie powinno dziwić, że działa to także w drugą stronę i pracodawca stara się sprawdzić kandydata na portalach społecznościowych jeszcze przed podjęciem decyzji o zatrudnieniu. Jeżeli dodajemy zdjęcia lub filmy na portalu społecznościowym, to warto się wcześniej zastanowić, czy te materiały nie staną się dla nas w przyszłości kulą u nogi. Wielu pracodawców sprawdza kandydatów właśnie na portalach społecznościowych (np. na Facebooku). I niekiedy już na tym etapie osoba zajmująca się rekrutacją może się zniechęcić. Oczywiście to, co robimy w wolnym czasie, jest sprawą prywatną, ale potencjalny pracodawca może mieć inne zdanie na ten temat, zwłaszcza jeżeli poszukuje osoby na stanowisko reprezentatywne i wizerunek oraz zachowanie kandydata ma olbrzymie znaczenie.
Spójrzmy na poniższe wyniki badań dotyczących sprawdzania kandydatów na portalach społecznościowych i wyciągania wniosków na podstawie znalezionych tam treści.
Źródło: Na podstawie artykułu magazynu Forbes
Źródło: Na podstawie artykułu magazynu Forbes
Wyraźnie widać, że wielu pracodawców bardzo poważnie traktuje informacje na temat kandydata uzyskane na portalu społecznościowym. Potwierdza to tezę, że to, co umieszczamy w Sieci, może mieć ogromny wpływa na nasze życie. Najprostszym, a jednocześnie najskuteczniejszym sposobem na uniknięcie lustracji przez potencjalnego pracodawcę jest zmiana ustawień widoku postów i zdjęć tylko dla znajomych. W ten sposób głównym kryterium zatrudnienia staną się nasze kwalifikacje, a jednocześnie każdy, kto będzie chciał zobaczyć szczegóły profilu, będzie musiał zostać przez nas zatwierdzony jako znajomy/rodzina.
Jak dbać o swoją prywatność w internecie?
Co prawda informacje w internecie nie giną, ale istnieje sposób na to, aby chociaż częściowo zostać zapomnianym. W maju 2014 r. Trybunał Sprawiedliwości UE stwierdził, że operator wyszukiwarki odpowiada za dane osobowe, jeżeli takowe pojawiają się w wynikach wyszukiwania. Cała sprawa zaczęła się od pewnego Hiszpana, który chciał, by wzmianki na jego temat nie były widoczne w wynikach wyszukiwania Google, ponieważ przedstawiają informacje nieistotne i miały miejsce dość dawno temu. Google prośbę zignorowało, więc sprawa trafiła do sądu, który zwrócił się o pomoc do Trybunału Sprawiedliwości UE. W wyniku decyzji tego organu, jeżeli zostaną spełnione konkretne warunki, powstają przesłanki do bycia zapomnianym. Takie warunki to m.in. informacje nieistotne, nieaktualne i niepełne.
Dzięki temu internauci mogą skorzystać z prawa do bycia zapomnianym i usunąć pewne wyniki wyszukiwania. Należy tu jednak zauważyć różnicę pomiędzy usunięciem takiego wyniku a usunięciem informacji. To, co znajduje się na konkretnej stronie internetowej, dalej tam pozostanie i jeżeli ktoś zada sobie trochę trudu, to informacje te znajdzie. Zmianie ulegną jedynie wyniki, jakie wyświetli wyszukiwarka dla konkretnego zapytania. Dzięki temu łatwiej jest oczyścić swoje dobre imię, jeżeli po wpisaniu imienia i nazwiska wyszukiwarka pokazuje artykuły lub informacje mijające się z prawdą.
Warto też rozważyć stosowanie poniższych wskazówek:
- Zmień widok treści na portalach społecznościowych jako „tylko dla znajomych”.
- Do grona znajomych przyjmuj tylko te osoby, które znasz w rzeczywistości.
- We wszystkich usługach, z jakich korzystasz, stosuj mocne, skomplikowane i różne hasła.
- Zamiast prawdziwych danych osobowych staraj się używać nicków.
- Nigdy nie podawaj swojego numeru telefonu, adresu zamieszkania oraz adresów e-mail, jeżeli nie jest to konieczne.
- Jeżeli posiadasz dzieci, wyjaśnij im, jak powinny postępować w internecie i z jakimi zagrożeniami mogą się tam spotkać. Zapewnij je także, że zawsze mogą liczyć na Twoje wsparcie.